Recenzja Sezonu 1

Special Ops: Lioness (2023)
Paul Cameron
Anthony Byrne
Zoe Saldaña
Laysla De Oliveira

Drużyna A

Twórca ucieka gdzie się da od przyciężkawej publicystyki i zachowuje unikatowość swojej frazy, malując grubym pędzlem; bywa, że niestarannie, ale nieprzerwanie zamaszyście. 
Drużyna A
Może i faktycznie tam dom twój, gdzie serce twoje, ale i tak wszyscy po tej stronie Bugu mieszkamy w obitych białym sidingiem bungalowach, na samiutkim skraju żyznej krainy ropą i coca-colą płynącej, gdzie alfabet zaczyna się od "Holly", a kończy na "Wood". Opiekuńcze ramiona ze stali potrafią co prawda ścisnąć jak imadło, a cień bielika przyćmić samo słońce, lecz chyba nie ma już odwrotu od amerykańskiej supremacji, przynajmniej na płaszczyźnie kulturowej.

Nikomu innemu nie poszło przecież tak dobrze zbudowanie własnej, niemalże ponadnarodowej mitologii, składającej się po równo z faktów i przeinaczeń, z życzeniowego profetyzmu i twardej rzeczywistości. Kto jak kto, ale Taylor Sheridan doskonale zna zasady tej gry i potrafi bez zająknięcia wydeklamować odę do pięćdziesięciu gwiazd, choć najpewniej z palcami skrzyżowanymi ukradkiem za plecami. Od lat tka bowiem opowieści budujące legendę pogranicza – tego wyobrażonego i tego dosłownego – rozbudzając przy tym uśpionego pionierskiego ducha, nawet jeśli jego seriale i filmy miałyby się dziać tu i teraz. Mimo że kowbojski etos jest mu bliski, nie boi się zadumy nad zagadnieniem toksycznej męskości. Na jej fundamencie pobudowano gros owej mitologii, bywała też u niego niczym pierworodny grzech przekazywany z pokolenia na pokolenie, nie tylko na terenie dawnego Dzikiego Zachodu.

Ale "Special Ops: Lioness", nawet jeśli dla czystej formalności zahacza o wszystkie te charakterystyczne dla Sheridana motywy, to spycha je na drugi plan. Ważniejsze stają się tu ambicje czysto gatunkowe. Sama fabuła jest bowiem haftowana cieniutkimi niteczkami, a krzywe ściegi rekompensuje się tempem fabuły. Pędzi się tu na złamanie karku, oby tylko przeskoczyć od jednej efektownej sekwencji do drugiej. A nawet kiedy już na moment przystajemy, to wydarza się rodzinny dramat, nie mniej eksplozywny niż bomba, która wybucha już po paru minutach pierwszego odcinka. Sheridan, jak rasowy akrobata, sprawnie balansuje na krawędzi telenowelowego obyczaju i prawie że dżingoistycznej fantazji, ustawiającej Amerykę na wymarzonej przezeń pozycji żandarma pilnującego światowego miru za cenę wewnętrznego spokoju – nie tylko zaangażowanych bezpośrednio jednostek, ale i całego narodu-Winkelrieda.

Dlatego też Joe, dowodząca tytułowym oddziałem, w którego skład wchodzi jednostka szybkiego reagowania oraz starannie wyłuskana agentka (tytułowa "lwica"; szpieżka mająca za zadanie przeniknąć do struktur wroga), urasta do rangi symbolu, człowieka, który poświęcił wszystko dla wyższej sprawy. Sypie się jej małżeństwo, córka nią gardzi, ale Sheridan rzadko pozwala sobie na postawienie znaku zapytania, czy warto było założyć mundur. Stąd jego serial przypomina niekiedy reklamę zachęcającą do zaciągu do marines, gdzie niweluje się i wypłaszcza wszelkie różnice między ludźmi: płciowe, etniczne i materialne, bo po stosownym szkoleniu zostaje wyłącznie Amerykanin. Cruz, owa agentka, która pod zmienioną tożsamością ma zaprzyjaźnić się z bogatą dziedziczką powiązaną z Państwem Islamskim, staje się dla Joe swoistym odbiciem siebie samej, a może i nawet surogatem wymarzonego dziecka. Ogółem sporo tu melodramatu, poszukiwań zwyczajnego, domowego ciepła, prób pogodzenia się z własnymi decyzjami (bywa, że krzywdzącymi dla innych) oraz pokuty. Lecz niezmiennie wszystko rozgrzesza czysty patriotyzm.

Sheridanowi udaje się jednak wszystko to zaprząc w służbie gatunkowej frajdy. Twórca ucieka gdzie się da od przyciężkawej publicystyki i zachowuje unikatowość swojej frazy, malując grubym pędzlem; bywa, że niestarannie, ale nieprzerwanie zamaszyście. Jest w tym wszystkim obecny cokolwiek konformistyczny cynizm, wyrażający się w praktycznie bezkrytycznej pochwale militarnej siły, sprasowaniu skomplikowanej politycznej sytuacji na Bliskim Wschodzie, tudzież powrocie do wątków przez Sheridana recyklingowanych już wielokrotnie, w czym gubią się ewentualne niuanse. Ale im bliżej końca, tym większy sceptycyzm, czy tak jak Cruz nie daliśmy się aby przypadkiem zwieść grze pozorów, a gwiazd nie powinien zastąpić znak dolara.
1 10
Moja ocena serialu:
7
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones